-

wroclawski : W pierwszej kolejności - dziadek wnuczka

"Pokot" - jaki piekny upadek

Jak Drodzy Blogowicze zapewne zauważyliście, mój nick wskazuje, że stosunkowo niedaleko mam do krainy zwanej powszechnie Sudetami. I tak się składa, że od wczesnych lat (a żyję już dosyć długo), w zasadzie dziecinnych do dnia dzisiejszego przemierzyłem te Sudety we wszystkich możliwych kierunkach pieszo, rowerem i na nartach. O wszystkich porach roku, poznając trasy i szlaki turystyczne i „nieturystyczne, „zaliczając” znane miejscowości i te lezące całkiem na uboczu, poznając mieszkających tam ludzi zasiedziałych od dawna i nowoprzybyłych. Zasiadając przed ekran miałem nadzieję, że  potwierdzi się chociaż w pewnej części opinia  niektórych krytyków o magicznej wizji Sudetów przedstawionej w nowym filmie Agnieszki Holland „Pokot”. Oczywiście podchodziłem do tego z odpowiednią dozą ostrożności, wiedząc mniej więcej czego można się spodziewać po duecie Holland – Tokarczuk. „Zmęczyłem” ten film do końca i jestem lekko wstrząśnięty, albowiem wizja Sudetów przedstawiona przez twórców jakoś mija się z tym, co znam i często widzę.

Ale przejdźmy do filmu. Moim zdaniem filmu, który jest tak beznadziejny, że trzeba niezwykłego zaparcia żeby go do końca obejrzeć. Jest filmem smutnym, ponurym, a przede wszystkim nudnym. Piękne Sudety wyglądają jak panorama Wałbrzycha w latach komunistycznej prosperity górniczej. Szare, odpychające i nieprzystępne. Oczywiście góry potrafią takie być, ale tutaj sprawiają wrażenie przedsionka piekła. W tej strasznej, popadającej w beznadzieję okolicy mieszkają ludzie, z których każdy jest postacią wyjątkowo ohydną, łącznie z miejscowym proboszczem, który w takim rankingu jest zdecydowanie na pierwszym miejscu. Wszystkich ich łączy jedno. Zamiłowanie do kłusownictwa i polowań. Z sadystycznym upodobaniem mordują z okrucieństwem podobnym  do mordów na ludziach popełnianych przez „Czerwonych Khmerów”. Nic w tym filmie nie pasuje. Poważny temat zmienia się w karykaturę i groteskę. Fabuła co chwile się rozjeżdża, napięcia żadnego nie ma, króluje schemat i banał. Zakończenie „Pokotu” to niezwykła wręcz pogarda wobec inteligencji widza, świadczący, że reżyserka zatrzymała się w rozwoju parę ładnych lat temu.

Film mógł być thrillerem, a nie jest. Mógł być protestem przeciw bezsensownym zabijaniu zwierząt, a nie jest. Mógł być dramatem, a nie jest. Mogło być kinem społeczny, a nie jest. Właściwie to jest niczym. W fabule panuje spory chaos i główny watek co jakiś czas już nim nie jest. Taki film powinien sprowokować dyskusję na temat myślistwa i na temat praw zwierząt. Wydaje się jednak, że jego celem było przedstawienie tragicznej rzeczywistości zwierząt wśród prymitywnych, dzikich i sadystycznych mieszkańców Sudetów.

Jacy to szlachetni ludzie zamieszkują te Sudety. Główną bohaterką filmu jest stara wariatka i jednocześnie nawiedzona krzykaczka, mająca szmergla na punkcie ochrony zwierząt przed myśliwymi, nienawidząca ich bardziej niż niektórzy nienawidzą Pana Prezesa. Gdy wariatka  odnajduje ciało martwego sąsiada-kłusownika zaczyna się film, w którym co chwila odnajdują się zwłoki miejscowych notabli myśliwych, a główna bohaterka jest przekonana, że jest to zemsta zwierząt. Pozostali bohaterowie to prymitywni, obleśni durnie, obrzydliwi i prymitywni. Postacie odrażające, złe, brudne i prostackie. Każdy cham i cwaniak. Każda z postaci jest tak przerysowana, że ociera się o granice śmieszności, a w niektórych scenach znacznie ja przekracza. Jakub Gierszał jako wyszkolony w Berlinie genialny informatyk. Borys Szyc jako zboczony miejscowy mafiozo, Andrzej Grabowski jako wiecznie zapijaczony cham i parę jeszcze tego typu postaci to główni przedstawiciele społeczności sudeckiej. Potrafią jedynie kłusować, chlać, bzykać miejscowe panienki, a wszystko to pod kontrolą i z błogosławieństwem już wcześniej wspomnianego proboszcza

Ja jakoś szczególnie nie śledzę dokonań Pani Agnieszki Holland ale nie wyobrażam sobie, że mogła nakręcić film gorszy niż „Pokot”. Chyba Pani tej wydaje się, że jeszcze trwa ta straszliwa epoka w kinie polskim zwana „kinem moralnego niepokoju”. Film momentami jest tak żenujący, nieudolny i groteskowy, że wygląda, jakby reżyserka chciała nakręcić komedię, ale cos jej się nie udało. Sama  opisuje swoje „dzieło” jako „anarchistyczny ekologiczno-feministyczny thriller z elementami czarnej komedii”, co dosyć jasno wyjaśnia, że sama nie wie co chce.

Żeby była jasność. Ja uważam temat brutalnego kłusownictwa za ważny. Jestem zdecydowanie przeciwny bezsensownym polowaniom i zabijaniu zwierząt dla przyjemności. Ale ja nie zgadzam się z takim przedstawieniem rzeczywistości jak robi to Pani Agnieszka Holland do spółki z Panią OlgąTokarczuk. Ja znam Sudety. Tam takich ludzi nie widać, co nie oznacza, że ich nie ma, ale zapewne stanowią margines. Tam żyją normalni ludzie, a nie degeneraci, wariaci i zboczeńcy. Rzeczywistość nie jest tam czarno –biała.

p.s. Mój stosunek do tego myśliwskiego hobby ukształtował się gdy miałem 17 lat. Miałem kolegę, którego ojciec był zapalonym myśliwym i ten kolega namówił mnie kiedyś na polowanie. Pojechałem tam. Spora grupa myśliwych ubranych jak jeden w nieśmiertelne „moro”, poobwieszana różnymi odznakami, piórkami i dziwnymi „amuletami” jak dla mnie wyglądała dosyć śmiesznie. Kazali mi stać przy jednym z myśliwych. Stoję. Nagle cos w krzakach się rusza i widzę śliczna sarenkę. Gościu obok się przymierza i trach! Sarenka leży. Wyglądała w biegu na dużą, a tu okazało się, że jest wielkości kota. Podchodzimy i aż mi serce do gardła skoczyło. Żyła, miała otwarte oczy i płakała. Poważnie. Ciekły jej łzy. Mój znajomy rambo podszedł z miną zwycięzcy, wycelował w głowę i jeszcze raz trach. Myślałem, że zemdleję. Do dzisiaj mam ten widok przed oczami tak dokładnie jakby to było wczoraj i który kojarzy mi się z jakimś SSmanem na starym zdjęciu. To było straszne.



tagi: holland  tokarczuk  pokot 

wroclawski
7 lipca 2017 18:55
3     1079    1 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

tadman @wroclawski
8 lipca 2017 10:42

Trzeba stać/iść, aby upaść. ;)

zaloguj się by móc komentować

Czepiak1966 @wroclawski
8 lipca 2017 11:30

"Podchodzimy i aż mi serce do gardła skoczyło. Żyła, miała otwarte oczy i płakała. Poważnie. Ciekły jej łzy. Mój znajomy rambo podszedł z miną zwycięzcy, wycelował w głowę i jeszcze raz trach. Myślałem, że zemdleję."

 

Ktoś mi kiedyś opowiadał o seryjnym uboju w rzeźni: tam wszystkie krowy i cielaki płakały. Sojowe kotlety nam zostają.

zaloguj się by móc komentować

kamiuszek @wroclawski
12 lipca 2017 13:21

Fajne, ale to nie jest upadek. Pokot to propagandowe szczytowanie - co starałem się opisać w najnowszym, czeskim numerze SzN.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować