-

wroclawski : W pierwszej kolejności - dziadek wnuczka

Jaś Fasola, zboczeni Belgowie, demon z Londynu i niemiecka nędza

Jezeli Szanowne Koleżanki i Szanowni Koledzy serialowicze pozwolą, to chciałbym dzisiaj wrzucić kilka notek o serialach, które "przemknęły" przez ekrany bez wiekszych fajerwerków, a godne są polecenia. Seriale świetne, doskonałe, warte obejrzenia. Osobiście polecam i obiecuję, że nie będziecie się nudzić.

"Maigret Sets A Trap" - nowe wcielenie Jasia Fasoli  

Wśród miłośników kryminałów trudno znaleźć osobę, dla której nazwisko belgijskiego pisarza powieści kryminalnych Georga Simenona jest nazwiskiem całkowicie nieznanym. Piszący z szybkością taśmy fabrycznej twórca napisał ponad 450 powieści, w tym najbardziej znany cykl kryminalny o komisarzu Maigrecie. Producenci filmowi bardzo upodobali sobie jego twórczość, aż do tego stopnia, że nakręcono ponad 170 różnych filmów na podstawie jego książek, przy czym sporo z nich to adaptacje filmowe warte obejrzenia. Do dzisiaj producenci i twórcy filmowi chętnie wracają do scenariuszy opartych na kryminałach Simenona czego przykładem jest miniserial  brytyjski (na razie nakręcono trzy odcinki), do obejrzenia którego postaram się Was drodzy „serialowicze” zachęcić.

Pierwszy odcinek miniserialu produkcji BBC to znakomita adaptacja powieści detektywistycznej o tytule „Maigret Sets A Trap" przedstawia dochodzenie w sprawie serii morderstw.  W Paryżu grasuje seryjny morderca, który w ciągu czterech miesięcy zabija pięć kobiet, a śledztwo prowadzone jest przez detektywa Julesa Maigreta, którego gra brytyjski aktor Rowan Atkinson. Znany głównie z ról przygłupiastego agenta  Johnny'ego Englisha i jeszcze bardziej znany z jeszcze bardziej przygłupiastej roli Jasia Fasoli. Producenci podjęli spore ryzyko angażując do roli mocno dramatycznej aktora znanego szerszej publiczności z robienia głupich min. Ale jak już wiemy brytyjscy producenci maja „nosa” do obsady filmowej i tutaj mamy przysłowiowy „strzał w dziesiątkę”. Rowan Atkinson w roli komisarza Maigreta w niczym nie przypomina swoich „tradycyjnych” i dla niektórych mało śmiesznych postaci lecz jest tutaj w pełni poważnym, profesjonalnym i dramatycznym aktorem. I to z półki bardzo wysokiej. Jego rola jest naprawdę dobra, zagrana świetnie, ukazująca wysokiej klasy poziom aktorski.

Scenariusz filmu jest wiernym odzwieciedleniem powieści Simenona i zaadaptowany jest znakomicie, nie stwarzając wrażenia, że mamy do czynienia z nieciekawą starocią. Fantastyczny klimat tworzy mistrzowska reżyseria oraz równie mistrzowska scenografia, która sprawia wrażenie, że wchodzimy i pozostajemy we wnętrzu paryskiego  klimatu lat pięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Doskonale stworzone wnętrza, kostiumy, muzyka i piosenki stylizowane na te właśnie lata. Do tego świetna gra aktorska całej filmowej ekipy.

Film nie jest dziełem na miarę historii filmu serialowego, ale jest filmem znacznie , ale to znacznie powyżej przeciętnej i wartym obejrzenia. Wciąga i wywołuje emocje, a ogląda się go  z przyjemnością i bez poczucia, że marnujemy czas. Dobry, klimatyczny kryminał w starym stylu, trzymający w napięciu do końca.

"Cardinal" - Kanada pachnąca zbrodnią  

O kinie kanadyjskim wiemy stosunkowo mało, pomimo że produkcja filmowa tego kraju jest spora. Często nie zwracamy uwagi na znane produkcje amerykańskie, w których spory udział mają Kanadyjczycy, a także równie często oglądając film kanadyjski myślimy, ze jest produkcji ich południowych sąsiadów. A bywa, że są to filmy bardzo dobre. Seriale kanadyjskie reprezentowane są u nas przez taki sobie serialik „Detektyw Murdoch” i jak do tej pory nie powaliły nas na kolana. Z tym większym zainteresowaniem zasiadłem do „konsumpcji” serialu „Cardinal” i dostałem uderzenie tak mocne, że „łyknąłem” go za jednym posiedzeniem.  Jego fabuła została oparta na powieści „Czterdzieści słów rozpaczy”, otwierającej serię książek, w których głównym bohaterem jest policjant John Cardinal. Widzowie, którzy cenią sobie dobre i rasowe kryminały będą usatysfakcjonowani w stu procentach. Znakomity, świetnie zrobiony, z ciekawym scenariuszem i doskonale zagrany.

Akcja dzieje się w zasypanym śniegiem i mroźnym miasteczku na północy Kanady. Rozpoczyna się od znalezienia zwłok  czternastoletniej dziewczyny, a przebieg śledztwa wskazuje na morderstwa seryjne. Mamy też wątek równoległy związany z korupcją w policji i ściśle związany z wątkiem pierwszym. Scenariusz jest niezwykle ciekawy albowiem już w trzecim odcinku wiemy kto stoi za zabójstwami i do końca serialu obserwujemy akcję od strony zarówno śledztwa jak i zbrodni, natomiast wątek korupcyjny wyjaśnia się na końcu i jest niezwykle zaskakujący. Do tego dochodzi wątek poboczny związany z życiem prywatnym głównego bohatera, wydawałoby się niezwiązany z fabułą serialu, a na końcu filmu „wpasowujący” się niezwykle gładko w całość. Pod względem scenariusza i jego realizacji film jest idealny. Rozkręca się z odcinka na odcinek, nie ma zbędnych dialogów i scen, treść jest zwarta, jasna i przejrzysta. Wszystko zmieściło się w sześciu odcinkach i to jest następna wielka zaleta serialu.

Nazwiska niektórych twórców i aktorów serialowym maniakom nie są obce. Russ Cochrane zaangażowany był w „Orphan Black” i „Whistler”, a odtwórca głównej roli Billy Campbel znany nam jest z amerykańskiego serialu „The Killing”. Świetną rolę zagrała także Karine Vanasse („Revenge”).

Serialem „Cardinal” Kanada bez żadnego wątpienia dołączyła do krajów, w których produkcja serialowa to poziom bardzo wysoki i mam nadzieję, że to nie pierwszy i ostatni kanadyjski serial, który dostarczy nam świetnej rozrywki.

"Rillington Place" - zło w postaci najczystszej  

Nie liczcie w tym serialu na skomplikowane zagadki, efektowne zwroty akcji czy dramatyczne sceny akcji. Miniserial produkcji BBC to absolutnie rewelacyjny psychologiczny dramat o opętanej duszy i opętanym  umyśle seryjnego mordercy, opętanych do końca tak bardzo, że tylko ten najbardziej zły może być tego sprawcą. Trzy odcinkowy film opowiada o prawdziwej historii brytyjskiego seryjnego mordercy Johna Reginalda Christie, któremu przypisuje się morderstwa ośmiu kobiet, w tym własnej żony oraz trzynastomiesięcznej dziewczynki. W przypadku morderstwa swojej sąsiadki pokierował sprawą tak, że za ten czyn skazany został na karę śmierci i powieszony mąż ofiary Timothy Evans, zrehabilitowany w 1966 roku. Ta tragiczna historia i jednocześnie pomyłka sądowa była przyczynkiem do dyskusji na temat kary śmierci w Wielkiej Brytanii i w konsekwencji doprowadziła do jej zniesienia. Każdy z odcinków opowiada historię z punktu widzenia innej osoby. Żony Christie’go Ethel, Timothy Evansa i samego mordercy. Historia zaczyna się na początku lat 40tych, w okresie II WŚ, a kończy się sceną powieszenie zwyrodnialca, znanego jako Reg. Ten pozornie cichy i spokojny obywatel, nie rzucający się w oczy sąsiadom to w rzeczywistości agresywny, bezwzględny i przebiegły dusiciel. Człowiek, który nie był w stanie kontrolować swojej agresji. Zwabiał swoje ofiary do domu przy Rillington Place, w którym mieszkał i tam dokonywał swoich niecnych czynów. Po jego wyprowadzce znaleziono tam zwłoki jego ofiar i Mr. Christie trafił tam gdzie powinien dawno się znaleźć, czyli na szubienicy.

Główną rolę serialu gra uznany brytyjski aktor Tim Roth, znany z wielu świetnych filmów. Ja widziałem już w serialach wiele znakomitych ról, ale takiej gry aktorskiej jaką pokazał nam Tim Roth to chyba jeszcze nigdy i podejrzewam, że prędko już nie zobaczę. To co nam tutaj pokazuje to absolutny szczyt aktorskiego kunsztu w każdej chwili, w każdym geście, każdej minie, każdym ruchu, w każdym dialogu. Widzieliśmy już na ekranach wiele postaci demonicznych morderców. Słynna rola Hannibala Lectera grana przez Anthony Hopkinsa, zagrana doskonale jest niczym przy roli Tima Rotha. O ile w tym pierwszym przypadku wiemy, że mamy do czynienia z doskonałą aktorską grą, to w tym drugim odnosimy wrażenie, że spotykamy się twarzą w twarz z najprawdziwszym wcielonym diabłem.

Znakomitą rolę Ethel Christie zagrała Samantha Morton, znana  z wielu produkcji, uznana za odkrycie brytyjskiego kina i telewizji. „Serialowi” znają ją z serialu „The Last Panthers”. Ethel Christie to także postać psychopatyczna, psychicznie zwichrowana, uzależniona od swojego partnera w dziwny i niezrozumiały sposób, chorobliwie wobec niego lojalna, doskonale wiedząca kim jest jej mąż.

W pozostałych rolach cała plejada aktorów ze sporym już dorobkiem jak i praktycznie debiutantów i wszyscy grają jak w transie. Warto ich tutaj wymienić albowiem być może już w niedalekiej przyszłości ich nazwiska gwarantować nam będą najwyższy filmowy poziom. John-Paul Hurley (seriale The Syndicate, Wallander), Christopher Hatherall, Chris Reilly (seriale Shetland, Homefront, Our World War), Pearl Appleby (seriale Taboo, Silent Witness), Steven Elder (seriale Wersal - Prawo krwi, In the Club, The Wrong Mans), Leanne Rowe,  Jodie Comer (seriale Thirteen, Doktor Foster, Remember Me), Nico Mirallegro (seriale Exile, Last tango in Halifax, The Village).

To nie jest serial, który ogląda się dla rozrywki.  To nie jest serial, obok którego przechodzi się obojętnie. To nie jest serial łatwy. To serial wstrząsający. To serial, podczas którego niektórzy z nas wyjdą na chwilę, żeby odetchnąć. 

"Weinberg" - grzeszny żywot niemieckiej prowincji  

 Szanowne Koleżanki i Szanowni Koledzy, którzy zaglądają czasem do moich notek zapewne zauważyli, że kilka razy wypowiadałem się w tonie bardzo krytycznym na temat jakości niemieckich seriali kryminalnych. I nagle bęc! Wszystko się zmieniło. A zmieniło się za sprawą serialu „Weinberg”. Znakomitego filmu, który prawdopodobnie otwiera europejskie drzwi przed serialową kinematografią sensacyjną naszych zachodnich sąsiadów. Niezwykle ponurego, mrocznego i posępnego psychothrillera. Sam klimat i podstawy fabuły nie są niczym nowym. Małomiasteczkowy, duszny i tajemniczy klimat oraz skrzętnie ukrywane tajemnice mieszkańców to podstawa wielu produkcji filmowych. Tutaj mamy to wszystko i do tego zrobione w sposób mistrzowski. Zapewne zauważyliście jak wiele seriali porównywanych jest do „Twin Peaks”, często zupełnie bezsensownie i bezpodstawnie. Ten serial do klasyka śmiało można porównać.

Małe miasteczko spowite mgłą, gęsta od ukrytych tajemnic atmosfera i skryta, zamknięta społeczność. Wszystko jest szare i ponure. Mieszkańcy są dziwni, niezbyt ładni i wyznający stare zasady życia społecznego. Mieszkają w ciemnych domach wyposażonych w graty pamiętające czasy Adolfa, a ubierają się chyba w najgorszej jakości secondhandach. W pierwszej chwili można pomyśleć, że jesteśmy w połowie lat sześćdziesiątych i obserwujemy życie sekty „niemieckich mormonów”, a o tym, że jesteśmy w czasach jak najbardziej współczesnych przypominają nam jedynie modele samochodów. Film nakręcono w miejscowości Mayschoß i aż nabrałem ochoty na odwiedzenie tego miejsca i zobaczenie jak tam jest w rzeczywistości.

Serial zaczyna się sceną w winnicy gdzie pewien gość budzi się obok ciała zamordowanej  młodej dziewczyny. Niestety, nic nie pamięta. Zaczyna prowadzić swoje śledztwo aby odkryć sprawcę mordu, oczyścić się z podejrzeń i odkryć kim jest. I tu wchodzimy w ten tajemniczy klimat miasteczka, w zagadkowe i mroczne sekrety mieszkańców. Pojawiają się wątki metafizyczne, które w sposób logiczny, chociaż trochę przewidywalny zostają na końcu wyjaśnione.

Dobrze spisują się znani i popularni niemieccy aktorzy, tacy jak Friedrich Mücke, Antje Traue i Arved Birnbaum. Pozostali aktorzy również świetnie prezentują swoje role, z których każda jest rolą mocno charakterystyczną.

Niemiecka produkcja jest produkcją niezwykle udaną. Miłośnicy mrocznych klimatów, powolnej akcji i nawarstwiających się tajemnic będą usatysfakcjonowani. Film zdobył dużą popularność wśród widzów, trochę prestiżowych nagród i ma szanse „wypłynąć na szersze wody”. 

"La Treve" - Belgia to straszny kraj  

Ja bardzo chciałem podkraść Koledze Coryllusowi tytuł jednej z jego notek „Zło czai się w małych miejscowościach” albowiem jak tylko zacząłem oglądać belgijski serial „La Treve” (Intruz) z niczym innym ten film mi się nie kojarzył. Co my w tym serialu mamy. Rzecz jasna morderstwo. Śledztwo prowadzi zesłany za karę z Brukseli na prowincję policjant po traumatycznych przejściach, a do pomocy ma młodego „szczawika” wyglądającego na prawiczka i do tego mieszkającego z matką wariatką. Reszta wioskowych glin  to leniwe i grube matołki myślące tylko o dobrym żarciu z kieliszeczkiem winka. Gliny z serialu „Belfer” to przy nich tytani intelektu. Mamy trzecioligową drużynę piłkarską skorumpowaną przez gang bukmacherów, a zawodnicy w przerwach między treningami specjalizują się w „robieniu loda” jednemu z trenerów. Komendant policji „bzyka” panią burmistrz związaną korupcyjnymi układami z szemranymi biznesmenami, którzy w sposób brutalny i bezwzględny terroryzują tych mieszkańców, którzy przeszkadzają im w realizacji planów. Syn pani burmistrz handluje dragami, a córka ćpa i zachodzi w ciążę nie wiadomo z kim. Para farmerów hodująca krowy w chwilach wolnych organizuje w swojej stodole sadomasochistyczne orgie czynnie w nich uczestnicząc, a są rodzeństwem nie małżeństwem. Mamy jeszcze psychicznie chorego pustelnika, mamy maniakalnego nazistę i mamy zdegenerowanego gnojka z bogatej rodzinki, który żyje od orgii do orgii. Małolaty z tej miejscowości jedynie balują, piją, ćpają i bzykają się z kim popadnie. Oczywiście wszyscy wszystko o wszystkich wiedzą i nie mają żadnej ochoty mówić o tym nowemu glinie. I tak to sobie żyją wesoło wszyscy na tej  belgijskiej wsi.

I na takim tle scenarzyści oparli fabułę serialu „Intruz”. Serialu od strony fabuły i sposobu prowadzenia narracji bardzo dobrego. Tajemnica morderstwa rozwiązywana jest z trudem gdyż wszystkie wątki rozbijają się o mroczne tajemnice małomiasteczkowej społeczności. Każdy w jakiś sposób związany jest z morderstwem, a każdy trop w pewnym momencie okazuje się fałszywy i następuje gwałtowna zmiana akcji. Z czasem tempo akcji rośnie, pojawiają się nowe zaskakujące wątki i nowi podejrzani. Zakończenie jest zaskakujące i wciskające w fotel. Rzecz jasna mordercą jest osoba znana nam od początku, ale naprawdę doskonale ukryta i mało podejrzana. Pomimo tych nagromadzonych w jednym miejscu patologii, co może niektórych widzów drażnić film jest naprawdę znakomity. Może śmiało konkurować z najlepszymi  pozycjami tego typu produkcji innych krajów europejskich. Naprawdę solidna i dobra filmowa robota.

Aktorzy grają poprawnie, chociaż momentami niektóre postacie są zbyt przerysowane. Świetne zdjęcia i świetna  muzyka doskonale dopasowana do klimatu serialu.

Mnie ten film w swojej formie, ogólnej fabule i sposobie narracji przypominał naszego „Belfra” tak bardzo, że nawet w pewnych momentach trudno uwierzyć, że te filmy mogły powstać całkowicie niezależnie od siebie. To znaczy albo ktoś coś u drugiego podpatrzył, albo oparto się na tym samym formacie. Tyle tylko, że Belgom wyszło to lepiej. Znacznie lepiej.

"The Level" - brytyjscy policjanci nie są aniołami

Szanowne Koleżanki i Koledzy, którzy czasem zerkają na moje notki chyba już wiedzą, że mam słabość do brytyjskich seriali. Ze szczególnym uwzględnieniem seriali kryminalnych. W tej notce powracamy do sprawdzonej brytyjskiej szkoły i to tej bardzo dobrej. Zapewniam Was, że warto, naprawdę warto poświęcić czas na obejrzenie tego filmu.

Fabuła serialu to opowieść o skorumpowanej policjantce, dającej „kryszę” przestępcy zajmującemu  się  wieloma nielegalnymi „biznesami”, od handlu narkotykami po handel bronią. Jednocześnie w opinii  społeczności kurortu Brighton przykładnego obywatela, biznesmena i ojca rodziny, a policjantka to prowadząca podwójne życie wzorowa funkcjonariuszka, robiąca szybką i błyskotliwą karierę.

Wszystko rozpoczyna się  w momencie, gdy podczas jej spotkania z gangsterem on sam zostaje zastrzelony, a policjantka postrzelona. Policja dochodzi do wniosku, że była na miejscu zbrodni druga osoba i zaczyna szukać tego tajemniczego świadka. Jednocześnie zaczyna szukać jej morderca. Biorąca udział w śledztwie główna bohaterka musi manipulować śledztwem tak, aby odwrócić od siebie uwagę zarówno zespołu śledczego jak i zabójcy.

Serial składa się z sześciu odcinków i w całości zapełniony jest konkretną treścią, bez żadnych zbędnych elementów. Każde słowo, każda scena wpisuje się w całość intrygi. Do samego końca postacie serialu nie są jednoznaczne i trudno je ocenić. Dialogi bez zbędnej treści, a sam scenariusz jest pomysłem bardzo intrygującym. Realizacja serialu jest niezwykle sprawna, co powoduje, że film „zasysa” nas już od pierwszego odcinka.  Każdy, kto szuka w serialu napięcia, tajemnicy, zagadki i mrocznej atmosfery znajdzie w „The Level” wszystkie te elementy i to pokazane w sposób mistrzowski.

Zobaczymy w filmie aktorów znanych z wielu filmów, grających znakomicie i bez żadnych spadków formy. Muszę powtórzyć to jeszcze raz. Gra aktorów w brytyjskich filmach to zawsze jest „wyższa szkoła jazdy”. Nawet role krótkie i mniej ważne poprowadzone są bezbłędnie. W roli głównej Carla Crome znana z kilku „wyspiarskich” seriali („You, Me and the Apocalypse”, „Murder”, „Under the Dome”) spisała się świetnie i pokazała się z jak najlepszej strony. Noel Clarke, aktor z bardzo dużym dorobkiem filmowym, którego zapamiętałem z serialu „Chasing Shadows” jest „pewniakiem” jeżeli chodzi o jakość roli w filmie. I w końcu szkocki aktor Gary Lewis III, niezrównany mistrz ról teatralnych i filmowych („One of Us”), aktor który nie zawodzi nigdy. Pozostała obsada również mistrzowska.

Jedyne do czego można się „czepić” to momentami tak szybkiej narracji, że bez uważnego oglądania można nie nadążyć za wzajemnymi, ciągle zmieniającymi się  relacjami pomiędzy poszczególnymi postaciami.

Problem korupcji w brytyjskiej policji jest raczej omijany w serialach i filmach, ale jak wynika z serialu  wzorowa policja ma swoje czarne owce. Tym bardziej, że w filmie osoby skorumpowane nie są przypadkiem jednoosobowym. Miłośnikom dobrych, brytyjskich seriali kryminalnych, nie wybitnych, a na poziomie solidnego i dobrego rzemiosła zdecydowanie polecam ten serial. Naprawdę warto zobaczyć.

"Doktor Foster" - czy może być coś gorszego niż piekło  

Tak!!! Może być coś gorszego. Zemsta zdradzonej kobiety.

No to dzisiaj serial o takiej Pani. Ci z  Szanownych Koleżanek i Szanownych Kolegów, którzy tu zaglądają już zorientowali się, że wysoko cenię sobie brytyjskie produkcje kryminalne i thrillery, a nawet, że jestem momentami od nich uzależniony. Ja oczywiście wiedziałem także o doskonałych dramatach obyczajowych rodem z UK, ale nigdy ich nie oglądałem. Nie lubię, nudzą mnie i denerwują te problemy życia codziennego. Zostałem zmuszony jednak do obejrzenia serialu „Doktor Foster”. Tak! Zostałem zmuszony przez moją Szanowną Małżonkę i za cholerę nie miałem pojęcia dlaczego ona to robi. Ale teraz to już wiem. To było takie: „No! Uważaj, uważaj”. Ale przejdźmy do filmu.

Powiem od razu, że pomimo uprzedzeń do tego typu filmów zrobił na mnie duże wrażenie. Nawet nie wiem jak ten serial określić. Chyba najlepszym jest określenie „thriller dramatyczny”. Dlaczego tak? Pomimo, że nie mamy tam żadnego trupa i żadnego śledztwa to daje taką dawkę emocji i napięcia, że porządnie wciska w fotel. Pomimo fabuły prostej i banalnej udało się twórcom stworzyć film na najwyższym poziomie. Film o kłamstwie.

Tytułowa Doktor Foster jest lekarzem. Około czterdziestoletnia kobieta prowadzi ustabilizowane i szczęśliwe życie zawodowe i osobiste u boku męża wraz z nastoletnim synem. Rodzina znana, lubiana, doskonale sytuowana, szanowana, z gronem podobnych im przyjaciół. Po prostu sielanka. I nagle wszystko się zmienia. Zmienia się z powodu uzasadnionych podejrzeń Pani Doktor, że mąż coś „kombinuje na boku”. Wszystkie podejrzenia układają się w całość i pasują jak klocki „Lego” i całe życie głównej bohaterki przewraca się na twardą glebę. Okazuje się, że kochający mężulek ma płomienny romans z dwudziestoletnia córką ich znajomych i to romans jak najbardziej poważny, a powaga tego romansu przypieczętowana została ciążą atrakcyjnej panienki. I wszystko do czasu. Do czasu zimnej i wyrafinowanej zemsty.

Fabuła prosta jak drut, żadnych zagadek i wątków dodatkowych.  Nie ma szalonych zwrotów akcji. Aż niewiarygodne, że na tak prostym schemacie udało się realizatorom zbudować serial, który naprawdę trzyma w napięciu i nie pozwala odejść od ekranu. Na takim oklepanym i wałkowanym niezliczoną ilość razy temacie.

Grająca główna rolę Suranne Jones gra fantastycznie i bez przesady można powiedzieć, że powala na kolana. Ja już dawno w filmie nie widziałem tak grającej aktorki. Momentami wydawało mi się, że oglądam spektakl teatralny na żywo. Jest momentami kobietą zdesperowaną, nieszczęśliwą, silną, słabą, zmiażdżoną, perfidną, Jej rozpacz za chwilę jest wściekłością, a bezbronność zmienia się w żądzę zemsty. Od jednego stanu do innego przechodzi jak "po maśle". Zmiana gestów, mimiki, wyrazu i interpretacji tekstu pokazuje jej klasę aktorską. W każdym z tych wcieleń te sprzeczne emocje to aktorska doskonałość.

Bertie Carvel grający wiarołomnego małżonka również pokazał się aktorsko od jak najlepszej strony. Postać którą zagrał to z jednej strony kochający, miły, sympatyczny i uroczy małżonek, a z drugiej strony podły hipokryta i odpychający kłamca. Rola bezbłędnie zagrana. Pozostali aktorzy jak to w serialach brytyjskich. Nie ma czego „się czepić”.

Serial produkcji BBC One serial "Doktor Foster" w UK miał rekordową widownię i zdobył niezwykłą popularność. Potwierdza to także ilość różnych zdobytych nagród. Film wart obejrzenia, nie jest długi, tylko pięć odcinków. Zdecydowanie polecam do obejrzenia Panom w wieku +40. Naprawdę warto.

p.s. Jutro kontynuacja dzisiejszego tematu



tagi: jaś fasola seriale 

wroclawski
5 lipca 2017 20:00
7     1574    0 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

chlor @wroclawski
5 lipca 2017 22:38

Straszne. Aby obejrzeć te wszystkie filmy musiałbym do końca życia siedzieć przed telewizorem.

zaloguj się by móc komentować

wroclawski @chlor 5 lipca 2017 22:38
5 lipca 2017 23:06

Spoko. Wiekszość tych seriali to pięć, sześć odcinków po 45 minut. Cały serial mozna bez problemów zaliczyć w dwa dni. Ja jestem "nocnym Markiem" to nie mam z tym problemów. Dwie godzinki wieczorem przed tv to i tak nie jest wielki wyczyn. Innych programów telewizyjnych nie ogladam bo durne, że aż strach. Seriale nagrywam i później sobie oglądam. 

zaloguj się by móc komentować

mixmax @wroclawski
6 lipca 2017 11:37

Witam serdecznie, ja też mam słabość do seriali. Spróbuję zaatakować Rillington Place, lubię Tima Rotha. Serial Weinberg mnie zafascynował, nie wyobrazam sobie że Niemiaszkom uda się zrobić coś przyzwoitego. Próbowałem obejrzeć szpiegowski "Deutschland 83", ale zrobił się z tego gniot i wymiękłem.

Jestem niestety wielbicielem Breaking Bad. Cranston jest dla mnie niesamowity w roli Waltera White'a. Ale nie o tym chciałem napisać. Mam spóźniony refleks i chciałem się tutaj odnieść do poprzedniej o serialach szpiegowskich. Kilka lat temu widziałem serial The Shadow Line i zrobił na mnie spore wrażenie.

zaloguj się by móc komentować

wroclawski @mixmax 6 lipca 2017 11:37
6 lipca 2017 13:38

 Rillington Place zdecydowanie, ale to zdecydowanie polecam. "Weinberg" to faktycznie biorąc pod uwage poziom niemieckich seriali duza niespodzianka. Zgadzam się takze, że "Deutschland 83" to lipa, chociaż temat na serial dobry. Ledwo wytrzymałem do końca. Podobno mieli kręcic drugi sezon ale chyba dali sobie sposób. No i potwierdzam, że "The Shadow Line" to znakomity serial.

pozdrawiam

zaloguj się by móc komentować

mixmax @wroclawski 6 lipca 2017 13:38
6 lipca 2017 14:51

Tylko nietaktowne pytanie, gdzie można zobaczyć "Weinberga"? Nie znalazłem serialu na serwisach P2P.

zaloguj się by móc komentować

wroclawski @mixmax 6 lipca 2017 14:51
6 lipca 2017 15:11

Ja ogladałem ten serial na któryms kanale TVSat ale nie pamiętam na którym. Ponieważ był z lektorem to musiał być jakis polskojezyczny. "Ale Kino" lub "13 Ulica", ale najpewniej na TNT bo to ich produkcja. Na jakims VODzie musi być. 

zaloguj się by móc komentować

krzysztof-osiejuk @wroclawski
7 lipca 2017 09:59

Bardzo ciekawe spostrzeżenie co do Atkinsona. Ale tak to właśnie jest. Jeśli jesteś aktorem, to jesteś aktorem i tego nic nie zmieni. Tam nie ma przypadków.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować