-

wroclawski : W pierwszej kolejności - dziadek wnuczka

Każdy sobie historię skrobie

Chciałbym Szanownym Koleżankom i Szanownym Kolegom "wrzucic" dzisaj cztery notki o czterech filmach fabularnych, które łączy wpólny temat, a jest to temat Drugiej Wojny Światowej. Notki te "zawiesiłem" kiedyś na S24 i wywołały one sporą dyskusję. Jednoczesnie zapewniam, że jeszcze dwa lub trzy dni "wklejania" moich notek z S24 i już zabieram się za seriale aktualne.

"Anthropoid" - z cyklu "jak Czesi wygrali II Wojnę Światową"  

Jak zrobić „patriotyczny film historyczny”? No właśnie tak jak zrobili to Czesi przy okazji fabularnego filmu „Anthropoid”, opowiadającego o zamachu na Reinharda Heydricha. Wynajmuje się za grubą kasę brytyjskiego producenta (oni dobrze wiedzą jak robi się takie filmy), także u nich zamawia się scenariusz (oni wiedzą dobrze jak napisać taki scenariusz), wynajmuje się dobrych aktorów i ”się kręci”. Później robi się z dużą pompą premierę na festiwalu w Karlovych Varach. Zaprasza się grono uznanych i cenionych dystrybutorów i recenzentów, zapewniając im przez tydzień gościnę na poziomie satysfakcjonującym nawet najbardziej wybrednych snobów i dając delikatnie do zrozumienia, że jak będą do filmu przyjaźnie nastawieni to mogą liczyć na to jadło, napitki i inne rozrywki także za rok. I w ten to niewyszukany sposób film trafia do szerokiej dystrybucji kinowej i telewizyjnej na całym świecie z recenzjami niczym wybitne dzieło filmowe. I każdy kto dzieło to obejrzy już wie jak ważnym i jak istotnym sojusznikiem w walce z Hitlerem byli Czesi. Jak wielki wkład wnieśli do tej walki i jak wielka była martyrologia narodu czeskiego.

Film ten, który jest w swojej fabule filmem słabym i beznadziejnym, naiwnym i momentami w swojej głupocie aż groteskowym dla nas  jest filmem bardzo, ale to bardzo ważnym. Dlaczego? A no dlatego, że cała ta produkcja pokazuje jak to się dzieje, że zwykły, propagandowy gniot pokazywany jest na całym świecie i uzmysławia nam dlaczego na nasze produkcje nie pójdzie „pies z kulawą nogą”. Bez reklamy, przychylności dystrybutorów i znanych nazwisk w czołówce możemy sobie jedynie „pogwizdać”. No chyba, że będzie to film jak Żydzi ratują Polaków przed Niemcami, albo jak Niemcy ratują Żydów przed Polakami, albo jak Żydzi ratują Żydów przed Niemcami i Polakami. Tak mniej więcej w tym stylu byłoby dobrze

A teraz sam film. Spadają na spadochronach ci komandosi po zaocznych kursach dywersyjnych. Gubią prawie wszystko co można zgubić, a jeden poważnie rani się w nogę. Nagle z lasu wyłania się gość i mówi „Hello spadochroniarze. Nie martwcie się, chodźcie ze mną. Ja wam pomogę. Mam przepustkę do Pragi bo jak się domyślam tam chcecie dojechać. Ja was zawiozę”. I ciągnie ich do swojej chaty. Tam inny gościu gotuje zupę w celu nakarmienia dzielnych komandosów. Jednak okazuje się, że to zdrajcy. Wywiązuje się strzelanina, jeden ze zdrajców ginie, a drugi ucieka albowiem okazuje się, że dzielny komandos jeszcze nikogo w życiu nie zabił, trzęsą mu się ręce i tak celował, że nie trafił z dwóch metrów. Biorą auto i jadą do Pragi. Bez przepustki. Tutaj natomiast okazuje się, że ich kontakt jest spalony. Ale jaka to przeszkoda? Jedna pani  powiedziała im, że na ulicy obok jest pan co jest w ruchu oporu. No to idą do tego pana. On ich zaraz prowadzi do dowództwa tego ruchu, a oni tam od razu tak mniej więcej: „Dzień dobry. Jesteśmy prosto z Anglii i przyjechaliśmy zaciukać Heydricha”. I za chwilę już są zakwaterowani u rodziny co jest w ruchu oporu. Do tej rodziny przychodzi jedna atrakcyjna i sympatyczna panienka, która też jest w ruchu oporu. I tu jest problem. Ich jest dwóch, a ona jedna. Pytają się czy nie ma jakiejś również ponętnej koleżanki. Bo w tej Anglii to wiadomo jakie baby są paskudne. Okazuje się, że ma i to koleżankę, która też jest w ruchu oporu. I tak cały czas. Ja już nie mogłem doczekać się chwili, gdy odkryta zostanie największa tajemnica IIWŚ, a mianowicie, że w ruchu oporu był również Heydrich. No i idą na tę akcję. Jeden z kulawą nogą, drugi zestresowany tym, że w końcu będzie musiał kogoś ukatrupić. Idą z jednym pistoletem maszynowym chyba z muzeum, bo od razu się zacina i z jednym granatem. Na szczęście granat pierdyknął. Oczywiście na końcu filmu giną ku chwale ojczyzny ci komandosi z ”bożej łaski”, zdradzeni przez zdrajcę, który też był w ruchu oporu. I takie to durnoty budują wojenną sławę i chwałę naszych południowych sąsiadów. I zdaje się, że nie jest to ich pierwszy tego typu film. Nie znam zbyt dobrze kinematografii czeskiej, ale podobno coś takiego już produkowali. Polski staroć o zamachu na Kutscherę pod tytułem „Zamach” jest w porównaniu do „Anthropoida” dziełem sztuki.

Ale jest pytanie zasadnicze. Dlaczego ludzie oglądają i im się podoba? Ano dlatego, że nie wiedzą, ze nie znają historii, że nią się nie interesują. Skąd mają wiedzieć jak było naprawdę? A film jest nakręcony na dobrym poziomie. Świetna scenografia, reżyseria dobra, akcja momentami szybka i wartka. Wszystko podane prosto i „łopatologicznie", a gra znanych aktorów bardzo dobra. Fajny film to się podoba.

"Bitwa o Ciężką Wodę" – z cyklu „jak Norwegowie wygrali II Wojnę Śwatową”  

Jak wiadomo każdy naród i każde państwo chce mieć swoich bohaterów. Najlepiej z okresu II Wojny Światowej, a dzielny naród Wikingów nie należy tutaj do wyjątków. Kampania norweska pewnie zakończyłaby się w dwa dni gdyby nie interwencja brytyjska i ich sojuszników, a bohaterów tego okresu do dzisiaj zbyt wielu znaleźć by nie można. Cała wojna z Niemcami i okres okupacji to około dziesięć tysięcy zabitych, co nawet biorąc pod uwagę małą liczebność kraju i tak nie porusza specjalnie. Z serialu wynika, że podczas okupacji społeczność norweska żyła sobie dosyć normalnie, pracowała, chodziła na tańce i udawała, że właściwie to nic takiego się nie stało. Mała grupa kolaborantów rządziła krajem w imieniu Niemców, a jeszcze mniejsza wyjechała do Wielkiej Brytanii tworząc tam Norweskie Siły Zbrojne w ilości około trzech tysięcy osób. Ja oczywiście nie mam aż takiej wiedzy, aby stwierdzić na ile fakty pokazane w tym filmie odzwierciedlają rzeczywistość tamtych czasów. Ta moja wiedza o okupacji Norwegii, jej ruchu oporu i kolaboracji sprowadza się do kilku książek i filmu „Bohaterowie Telemarku”. Wszędzie za norweskich bohaterów II Wojny Światowej „robią” uczestnicy akcji znanej powszechnie jako „bitwa o ciężką wodę”.

Ale przejdźmy do filmu.

Mamy tutaj dwa główne wątki. Jeden pokazuje cały proces prac badawczych nad niemiecką bombą atomową, a drugi kilka operacji brytyjskich i norweskich komandosów mających na celu zniszczenie instalacji do produkcji ciężkiej wody. Akcja serialu rozpoczyna się w Sztokholmie w roku1933 gdy niemiecki naukowiec, Werner Heisenberg otrzymuje nagrodę Nobla w dziedzinie fizyki. Kilka lat później zostaje zwerbowany do prac nad stworzeniem bomby atomowej.  III Rzesza wykorzystuje jego osiągnięcia naukowe i chorobliwe ambicje dla osiągniecia sukcesu, a także szantażuje go podejrzeniami o to, że był ukrytym pedziem. Wątek pierwszy od razu skojarzył mi się z amerykańskim serialem „Manhattan”. Jedną z różnic pomiędzy tymi serialami jest to, że o ile amerykańscy naukowcy pokazani w filmie mieli jakieś rozterki moralne przy produkcji bomby to niemieccy żadnych. Kierowała nimi niepohamowana żądza sukcesu za wszelką cenę. Nie przyjmowali do swojej świadomości tego wszystkiego co działo się w III Rzeszy i w krajach okupowanych. Wątpliwości pojawiły się u nich dopiero jak zaczęli chodzić wśród gruzów i poczuli swąd spalenizny. Sam Heisenberg po wojnie twierdził, że z pełną świadomością opóźniał produkcję bomby i to on ma główną zasługę w tym, że bomba ta nie powstała. Powołuje się na odbytą pomiędzy nim, a Nielsem Bohrem rozmowę, podczas której deklarował taką postawę. Bohr stanowczo temu zaprzeczał do końca życia, a rozmowa ta jest jedną ze scen filmu i pokazana według relacji właśnie Bohra.

Wątek drugi to sceny żywcem wzięte z dobrego filmu wojennego. Akcje komandosów, naloty, planowanie tajnych operacji. Wszystko to nakręcone w fantastycznych plenerach, na najwyższym filmowym poziomie. Scenografia, wnętrza i kostiumy perfekcyjne.  Gra aktorska bez zarzutów, chociaż wielkich gwiazd filmowych tam nie ma. Całość filmu to tylko sześć odcinków, a wiec w normie. Pomimo dwóch wątków absolutnie nie gubimy się w fabule. Akcja jest dosyć szybka i momentami trzyma w niezłym napięciu. Przez cały film nie słyszymy słowa naziści. W tym filmie mówi się o Niemcach. Dopiero na koniec filmu pada to słowo skierowane do norweskiego kolaboranta.

Jakie wady? Trochę dłużyzn (bardzo niewiele), trochę melodramatycznych dialogów (bardzo niewiele), „prześlizgnięcie” się po problemie kolaboracji. Ta kolaboracja pokazana jest jakby było to działanie całkowicie nieświadome, a ci co kolaborowali to szybko się nawrócili i szczerze pracowali dla dobra Norwegii. Z naszej perspektywy norweska rzeczywistość okupacyjna pokazana w tym serialu jest wręcz niezrozumiała i nieporównywalna do okupacji Polski.

To nie jest serial, który powala na kolana, ale jest całkiem dobry. Pomimo małych wpadek wart obejrzenia. Miłego oglądania.

"SS-GB" – z cyklu „jak Brytyjczycy przegrali II Wojnę Światową”

Jak wiadomo dzielni obywatele Brytyjskiego Imperium mają bardzo szeroką wiedzę na temat okupacji europejskich krajów przez Niemców, którą czerpią  z wielu znakomitych „dzieł” filmowych. Mam tu na myśli wiedzę o znaczącej dla zwycięstwa aliantów postawie czeskiego ruchu oporu przedstawionego w filmie „Anthropoid”, o walecznych bojownikach francuskich, o których mówi wstrząsający serial „Allo, Allo”  czy też o sponsorowanych przez Jej Królewską Mość norweskich partyzantach z filmu "Bitwa o Ciężką Wodę". Oni nawet są przekonani, że w Polsce też był ruch oporu w postaci tych dwóch co poszli do lasu i jednemu Niemcowi ukradli kiełbasę zanim poszli ganiać po lasach Żydów. I oni tego wszystkiego bardzo Europie zazdroszczą. Oni tez by tak chcieli. Chcieliby aby Niemcy ich okupowały, aby oni, dzielni obywatele dzielnego imperium stworzyli swój ruch oporu. I wtedy cały świat zobaczyłby te ich bohaterstwo, zobaczyłby jaki ten ruch oporu jest zdeterminowany i sprawny. I przez wieki byliby podziwiani za te heroiczne wyczyny. Na wieki wieków byłyby one obecne w literaturze, filmie, poezji i malarstwie.

Ale niestety nie udało się. Hitler nie chciał ich okupować. Ale od czego jest coś, co nazwano „historią alternatywną”. I tak w ramach tego ambitnego projektu można pokazać, że okupowani nie byli, ale jakby byli to dopiero by pokazali. No i w ramach tego właśnie projektu powstał serial „SS-GB”, będący ekranizacją powieści znanego brytyjskiego pisarza Lena Deightona pod tym samym tytułem.

A teraz już o samym serialu. Wielka Brytania pod okupacja niemiecką. Luftwaffe wygrało bitwę o Anglię, Churchill przez Niemców zaciukany, a Anglią rządzą SS i Gestapo. W takiej rzeczywistości żyje Douglas Archer, detektyw Scotland Yardu, który stara się jakoś pracować pod niemiecką władzą, w nowej rzeczywistości, nie angażując się w działania ruchu oporu. Jest postacią dosyć tajemniczą, z tajemniczą i skomplikowana przeszłością, a motywacje jego współpracy z okupantem nie są jasne. Według norm okupacyjnych zalicza się do jawnych kolaborantów. Akcja filmu rozpoczyna się gdy dostaje do rozwiązania sprawę zagadkowego morderstwa powiązanego zarówno z ruchem oporu, jak i  z tajnym planem nazistów.

"SS-GB" nie jest serialem, który odkrywa przed nami nowe formy serialowe i nie jest niczym nowatorskim. Zastosowano w nim pełny zbiór filmowych klisz, znanych z wszelkich możliwych filmów i seriali. Postacie są trochę karykaturalne jak w wielu innych produkcjach tego typu. Chociażby „Man in the High Castle” i „Fatherland”. Niemcy obrzydliwi debile, brzydcy i wredni. Laseczki z ruchu oporu atrakcyjne i chętne. Chętne oczywiście dla chwały i sławy Imperium. Angole to rozsądni i inteligentni idealiści. Całość nakręcona w stylu klasycznego noir połączonego z kinem kryminalnym z czasów Humphreya Bogarta. Wszystkie elementy tej układanki znamy z innych filmów, ale serial ten zrealizowany jest na tyle sprawnie, że pomimo braku oryginalności ogląda się go całkiem nieźle. Scenariusz jest napisany zwięźle i pomimo, że akcja nie wciska w fotel to trzeba przyznać, że serial jest dobrą i solidną robotą. Potrafi wciągnąć klimatem i sposobem narracji całej fabuły. Dotyczy to zarówno opisów postaci, gry aktorskiej czy świetnej scenografii.

Jeżeli macie ochotę na chwilę całkiem przyzwoitej rozrywki to spokojnie możecie zasiąść przed ekranem i „łyknąć” te pięć odcinków serialu.

"Im Labyrinth des Schweigens" – z cyklu „czy Niemcy przegrali II Wojnę Swiatową”

  Film "Labyrinth des Schweigens" jest próbą pokazania cyklu zdarzeń, które doprowadziły do tak zwanego drugiego procesu oświęcimskiego, w którym udało się po raz pierwszy w RFN postawić przed niemieckim sądem oprawców z SS.  Jest rok 1958. Miejsce akcji - Republika Federalna Niemiec, Frankfurt nad Menem. W kraju wyraźnie odczuwa się wzrost gospodarczy, poprawę życia, dostatek i brak problemów. Kraj przeżywa "cud gospodarczy", wszystkim żyje się dostatnio i bezproblemowo. W życie wchodzi pokolenie Niemców urodzonych w latach trzydziestych, a więc tych, którzy w czasie wojny byli dziećmi. Pokolenie, którego świadomość i wiedza o koszmarze jaki ich rodacy zgotowali Europie jest żadna. „Ogólnonarodowa zmowa milczenia” i „ogólnonarodowa amnezja” powoduje, że ich wiedza o wojnie, nazizmie i niemieckich zbrodniach jest znikoma, wybiórcza i powierzchowna. Większość społeczeństwa uważa, że do przeszłości nie ma co wracać albowiem winni zostali ukarani w Norymberdze i sprawiedliwości stało się zadość. Słowo Auschwitz w społeczeństwie właściwie nie istnieje, a wszelkie informacje o niewiarygodnej skali zbrodni niemieckich uznawane są za wymysł obcej propagandy.

Do takiego pokolenia należy młody, ambitny prawnik Johann Radmann, syn przedwojennego prawnika zaginionego w czasie wojny. Na swojej drodze spotyka dziennikarza, który odkrywa, że jeden z szanowanych nauczycieli w czasie wojny był SSmanem w Auschwitz. Ambitny i rządny sukcesu chociaż mało doświadczony prawnik postanawia zająć się sprawą. Jego wiedza na temat Auschwitz jest taka sama jak jego rówieśników i w trakcie postepowania i zbierania dowodów uświadamia sobie, że  wiedza ta i wiedza społeczeństwa na temat masowych zbrodni pokolenia ich ojców jest znikoma, a zbrodniarze żyją bezkarnie i mają się całkiem dobrze. Każdy z nich kłamie, bredzi o wykonywaniu rozkazów, a wszystko jest zamiatane pod dywan. Wszystko to przy pełnym poparciu wysoko postawionych osób, powiązań miedzy nimi i czynnym działaniu  aby postepowanie utrącić od razu. Uświadamia sobie, że denazyfikacja przeprowadzona przez Amerykanów to tylko zabieg kosmetyczny. Postepowanie prokuratorskie jest błądzeniem w labiryncie milczenia stworzonym przez te osoby. Jego jedynym sprzymierzeńcem w sądowych gmachach jest Fritz Bauer (postać autentyczna i prawdziwy inicjator procesu), prokurator generalny pochodzenia żydowskiego. Tym bardziej jest trudno, że w roku 1955 wszystkie przestępstwa związane z wojną zostały przedawnione z wyjątkiem przestępstwa morderstwa. Spowodowało to trudną sytuacje prawną gdyż można było sądzić tylko tych, którzy w wyniku swoich działań spowodowali bezpośrednio śmierć i którym udowodniono bezposrednie sprawstwo. Do odpowiedzialności karnej można było pociągnąć także za bezpośrednie sprawstwo pomocnicze.

Główny bohater staje się z czasem idealistą walczącym o sprawiedliwość i prawdę. Sprawa ta staje się jego obsesją, obciążeniem, przyczyną porażki w życiu osobistym. Dają znać o sobie demony przeszłości gdy okazuje się, że idealizowany przez niego ojciec był aktywnym działaczem NSDAP. Niezbyt chętni są do współpracy Amerykanie, którzy zarekwirowali prawie milion osobowych teczek członków SS,  w końcu je udostępniają. Uważają, że nie ma co jątrzyć skoro mają teraz wspólnego wroga w postaci komunizmu. Spotyka go ostracyzm ze strony większości społeczeństwa. Odkrywa, że każdy w mniejszym lub większym stopniu miał związek z niemieckim nazizmem. Znajomi, przyjaciele czy rodzina. Świadkowie nie chcą zeznawać. Jeden z nich pyta: „A po co? Kraj chce  waty cukrowej a nie prawdy.”

Sam film (aspirujący do Oscara) jest jednym z niewielu w miarę uczciwych dramatów rozrachunkowych w historii kina niemieckiego. W swoim przekazie jest prosty, może trochę trywialny, czasem zbyt patetyczny, traktujący wątki bez nadmiernego rozwinięcia. Zakończenie może zbyt melodramatyczne. Ale łatwy w zrozumieniu. Główna postać nieco przerysowana, w niektórych momentach zbyt przypominająca samotnego szeryfa walczącego z mrocznymi siłami, chociaż jest zagrana bardzo dobrze. Film nakręcony bardziej  niż poprawnie w sensie scenografii czy scenariusza. Nie powala na kolana ale jest filmem, który w dużym stopniu pokazuje rzeczywistość RFN pod koniec lat 50tych i nastawienie społeczne do tematu zbrodni niemieckich w czasie IIWŚ. Że prawda o obozie koncentracyjnym była ukrywana i to z polecenia najwyższych władz. Pokazuje jak na pytanie  o Auschwitz padały odpowiedzi: „nie wiem o co chodzi”, „zwykły obóz tak jak aliancki”, „aliancka propaganda – zwycięzcy piszą historię”. Najwyżsi, byli funkcjonariusze hitlerowskich Niemiec chronieni są przez nowe władze i bez problemów podróżują między Ameryką Południową, a Niemcami, chociażby tak jak Mengele i władze te nie mają najmniejszego zamiaru rozliczyć się z narodowej hańby.

Czego w tym filmie mi zabrakło? Zakończenia. Zakończenia procesu. Pomimo, że śledztwo prowadzono w stosunku do prawie ośmiu tysięcy osób, przed sądem stanęło jedynie 19, a skazanych zostało 17. Zdaniem wielu obserwatorów procesu wyroki jakie na nim zapadły były zbyt łagodne, a sąd działał na korzyść oskarżonych. Duże oburzenie wywołały także późniejsze, przedterminowe zwolnienia skazanych. 

Proces ten spowodował jednak zmianę w procesie przemilczania zbrodni niemieckich. Po prostu przerwał epokę milczenia. Po raz pierwszy państwo niemieckie wytoczyło proces za zbrodnie wojenne własnym obywatelom. I niektórzy obywatele dostali jasny przekaz. Niech wam się nie wydaje, że możecie spać spokojnie, tak jak do tej pory.

I tak już całkiem na koniec. Ten film dla nas, Polaków nie jest niczym odkrywczym, ale dla zwolenników „polskich obozów koncentracyjnych” może być wysoce edukującym. Zresztą ukazało się sporo recenzji krytycznych tego filmu. Że po co? Że rozdrapywanie ran jest niepotrzebne. Że ile można? Że film słaby bo temat nudny. Dla mnie film niezły i polecam.

p.s. Jutro "na tapecie" polskie seriale i filmy sensacyjne 



tagi: druga wojna  film fabularny 

wroclawski
1 lipca 2017 17:12
0     1011    1 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

zaloguj się by móc komentować